Plan zmiany samej siebie i polepszenia
własnej produktywności obejmuje w moim przypadku poza poprawą
kondycji fizycznej także wcześniejsze wstawanie.
Wielu autorów i blogerów pisze o tym
prostym, ale jakże trudnym zjawisku. Wiele ciekawych informacji
o tym zagadnieniu można znaleźć na blogu Bartka Popiela, a także na
angielskojęzycznym blogu Steve Pavlina.
W ostatnim czasie wszędzie trafiam na
takie stwierdzenie: chcesz coś osiągnąć? Wstawaj wcześniej.
Początkowo buntowałam się przeciwko temu – co oni tam mogą
wiedzieć? Przecież spanie jest takie fajne. Jestem z natury
śpiochem. Dobrze funkcjonuję do późnych godzin nocnych, ale
wcześnie wstawać nie lubię. Dlatego byłam cały czas do tego
zjawiska sceptycznie nastawiona.. Jednak lektura blogów, książek
itp. i silne argumenty przemawiające na korzyść wcześniejszego
wstawanie sprawiły, że postanowiłam wypróbować na własnej
skórze jak to jest regularnie wcześniej wstawać ...
... i mogę powiedzieć po pierwszych
czterech dniach wcześniejszych pobudek, że łatwo nie jest, ale
muszę być wytrwała. Nie poddam się tak łatwo! Założyłam sobie
wstępnie, że będę wstawać dwie godziny wcześniej, ale żeby nie
poddawać organizmu zbyt dużemu szokowi, staram się wstawać
godzinę lub półtora godziny wcześniej, tak aby stopniowo
przyzwyczaić się do tego nowego nawyku. Co prawda inni radzą by
zaczynać wcześniejsze pobudki od 10 minut, ale stwierdziłam, że
od razu pójdę prawie :) na całość i zacznę od godziny.
Podzielę się tutaj z Wami moimi
wnioskami dotyczącymi wcześniejszego wstawania, które nasunęły
mi się po analizie tego „zjawiska”:
1. Wszędzie napisane jest, że jeżeli
człowiek będzie wstawał o godzinę wcześniej to w skali miesiąca
zyska około 30 godzin dodatkowo. Przyjmijmy, że w weekendy nie
zawsze wstaniemy wcześniej (albo w dni po jakiejś szalonej
imprezie), dlatego załóżmy, że po godzinie wcześniejszego
wstawania zyskamy w miesiącu około 24 godzin (przy założeniu, że
przez około 6 dni odpuścimy wcześniejsze wstawanie). Czyli całą
dobę. Jeżeli przeliczymy to na „dni robocze” to wyjdzie nam 3 x
8 godzin, czyli wstając prawie codziennie o godzinę wcześniej w
skali miesiąca zyskujemy 3 dodatkowe „dni robocze”, a zatem
rocznie zyskamy 12 x 3 = 36 dni roboczych.
36 ośmiogodzinnych dni w roku
dodatkowo? Ten argument zdecydowanie przemawia na korzyść
wcześniejszego wstawania. Nie można powiedzieć wtedy, że nie ma
się czasu – bo przecież zyskało się właśnie 36
ośmiogodzinnych dni roboczych w roku w stosunku do osób, które
wcześniej nie wstają.
Chcielibyście mieć o 36 dni roboczych
więcej w roku, które możecie wykorzystać tak jak Wam się podoba?
Biorąc pod uwagę moje założenie z
początku posta, że chciałabym wstawać o dwie godziny wcześniej
zyskam dodatkowo 36 x 2 = 72 ośmiogodzinne dni robocze w roku ...
zaczyna mi się podobać.
2. Wtedy gdy wszyscy inni śpią panują
doskonałe warunki do tego by zająć się rzeczami wymagającymi
koncentracji. Można wtedy zająć się inspirującą lekturą,
zrealizować projekty, na których trzeba się skupić, a gwar i
harmider późniejszych godzin rozpraszają i nie pozwalają na to by
w pełni poświęcić się wykonywanemu zadaniu.
3. Na pewno zyskujemy na czasie w
stosunku do konkurencji, która wcześniej nie wstaje. Kiedy oni
śpią, my możemy się doskonalić i rozwijać. Dzięki temu
będziemy zawsze o dwa kroki do przodu przed nimi.
4. Zyskujemy też więcej czasu dla
siebie. Dodatkową godzinę dziennie możemy wykorzystać do tego, by
zrobić coś dobrego dla swojej własnej osoby np. zadbać o siebie,
gimnastykować się, zrelaksować się, czy zacząć realizować
swoje hobby,
5. Wcześniejsza pobudka nie oznacza
wcale, że musimy iść wcześniej spać. Niektórzy twierdzą, że
trzeba żyć według ściśle określonych ram – godzina X idziemy
spać, godzina Y wstajemy i tak codziennie. Myślę, że takie ramy
spania nie są dobre. Każdego dnia inaczej wydatkujemy energię i
czasami możemy położyć się później spać, a czasami wcześniej.
Sztywne ramy czasowe snu są według mnie kiepskim pomysłem. W
momencie kiedy kładziemy się spać o ustalonej godzinie, a nie
jesteśmy jeszcze zmęczeni i po prostu nie możemy zasnąć. Uważam,
że lepszym rozwiązaniem jest wyznaczenie tylko stałej godziny
wstawania, a chodzenie spać pozostawić rytmowi organizmu – kłaść
się wtedy, kiedy odczuwamy zmęczenie.
Podsumowując powiem Wam, że najgorszy
jest dla mnie moment, kiedy dzwoni budzik. Kładę go na stoliku –
dalej od łóżka, żebym musiała wstać i go wyłączyć. Wiem, że
gdyby był nieopodal łóżka, na pewno bym go wyłączyła i spała
dalej. Jednak po tym najgorszym pierwszym starciu jest już tylko
lepiej. Mój dzień wydłuża się. Czuję więcej energii. Jestem w
stanie zrobić więcej rzeczy. No i nie mam absolutnie żadnych
problemów z zasypianiem.
A jak jest u Was z wcześniejszym
wstawaniem?
zaciekawiłaś mnie podejściem do wcześniejszego wstawania jako zyskiwaniem dodatkowych dni w miesiącu.. aż się nad tym zastanowię ;)
OdpowiedzUsuńa prawda jest taka, że jak wcześniej wstanę to zrobię więcej rzeczy i to w czasie prawie 2x krótszym niż normalnie ;)
Cieszę się, że zaciekawił Cię mój post.
UsuńMasz rację, też zauważyłam, że przy wcześniejszym wstawaniu szybciej robię więcej rzeczy :), tylko żeby ten sam moment wstawania był przyjemniejszy ...
Fajny post i zastanowię się nad tym :) Już wcześniej myślałam żeby wstawać wcześniej bym miała więcej "dnia" :) Ale i tak wstaję wcześniej trochę niż wcześniej, a budzika w wakacje trochę nie chce słyszeć ;) Ale zastanowię się, bo powody dlaczego tak są fajne :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mój post skłonił Cię do przemyśleń :). Postawiłam na wcześniejsze wstawanie właśnie dlatego by mieć więcej dnia :)
Usuńja wstaje codziennie o 5 i kurde juz sie wcześniej nie da :)) fajnie napisany post :)
OdpowiedzUsuń