czwartek, 22 sierpnia 2013

Bieg o wschodzie słońca - 3 stopnie Celsjusza.

Frank Wuestefeld / Foter / CC BY-NC-SA
Wczoraj wybrałam się na kolejny bieg w samo południe. Było zdecydowanie lepiej niż za pierwszym razem - było chłodniej i nie było słońca. Nie wiem czy zbyt ostro zaczęłam bieg czy przyczynił się do tego nierówny i wyboisty teren leśnej ścieżki, ale podczas przerw na marsz odczuwałam palący ból w mięśniach przy piszczelach. Podczas biegu było okay. W każdym razie - było, minęło i po półgodzinie od biegu już nie odczuwałam bólu. Jednak zdecydowanie dużo bardziej podobają mi się biegi rano, ale jeżeli nie zawsze można o tej porze pobiegać, to wtedy dobra jest każda pora.

Generalnie dzisiaj powinnam mieć dzień przerwy od biegania (według mojego planu treningowego, ale że bywa ostatnimi czasy dość zmienny ...), ale jutro zapowiada się dzień z pełnym napięcia grafikiem i bieg mógłby mi się nie udać. Dlatego na bieganie wybrałam się dzisiaj rano - prawie o wschodzie słońca. Napisałam, że prawie, bo słońce według informacji podanych w kalendarzu wschodziło dziś o 5.31, a ja zaczęłam biegać o 5.45 ... co prawda na horyzoncie słońce zaczęło się pojawiać dopiero około godziny 6, tak że wracałam do domu już w pełnym, słonecznym oświetleniu.

James Jordan / Foter / CC BY-ND
To naprawdę wspaniałe uczucie - budzić się do życia razem z przyrodą. Kiedy człowiek jeszcze nie jest do końca obudzony, a przyroda zdaje się być także jeszcze rozespana, w powolnym rytmie biegowych kroków do ciała wraca krążenie, organizm się dotlenia, a z każdą minutą szary poranek zaczyna robić się coraz bardziej kolorowy i pełen blasku. Na dodatek ta wspaniała kojąca cisza ... przerywana tylko odgłosami budzącego się z nocnego letargu lasu, no i oczywiście moim biegowym tuptaniem :).

Jakie wielkie było dzisiaj rano moje zdziwienie, kiedy przed biegiem spojrzałam na termometr za oknem - wskazywał tylko 3 stopnie Celsjusza ... (jak wróciłam było cieplej ... już 5 stopni). Wydaje mi się, że to temperatura zadziwiająco niska jak na sierpień - no, ale to moje subiektywne zdanie.

Jak na temperaturę za oknem przystało - trzeba było się cieplej ubrać. W ruch poszły długie spodnie, bluza i nowy biegowy nabytek - chusta 4fun, zwana buffem. Muszę przyznać, że z tej ostatniej jestem szczególnie zadowolona. Niby zwykły kawałek materiału, a ma tak wiele zastosowań. Z reguły służyła mi jako opaska na czoło, która zabezpieczała mnie przed potem zalewającym oczy, ale dzisiaj wykorzystałam ją jako cienką czapkę - i myślę, że spisała się znakomicie.

2 komentarze:

  1. I pomyśleć że mnie zaskoczyło dzisiaj o poranku 10 stopni !

    OdpowiedzUsuń
  2. wschód jest piękny to prawda, ale ile trzeba motywacji by tak wcześnie wstać..

    a noce niestety coraz zimniejsze.. :(

    OdpowiedzUsuń